piątek, 2 lipca 2021

, , , , , , ,

Kremy ochronne z filtrami mineralnymi - japońskie. Bitwa

Trzy kremy ochronne z filtrami mineralnymi z Japonii.
Który z nich okazał się najlepszy? I czy w ogóle sprawdziły się?

Najpierw może kilka słów, dlaczego filtry mineralne, pomimo, że dotąd bylam fanką kremów z filtrami "chemicznymi" - ich większą elegancją kosmetyczną, mniejszymi wymaganiami itp.
- dlatego, że mam już "po kokardę" coraz to nowych "rewelacji" w temacie SPF. Co trochę publikowane są nowe badania dotyczące wpływu substancji zabezpieczających przed UV zarówno na organizm człowieka, jak i na świat nas otacząjący. Nie - nie stałam się "ortodoksem składowym" krzyczącym , że tylko to, co z natury jest cool i słuszne. Nie zapisałam się do stowarzyszeń broniących raf koralowych... Wciąż uważam, że chemia to natura, a natura to też i chemia.
Ale... ale w tej całej pogoni za czymś, co działa już i natychmiast, a przy tym jest miłe w użyciu zapomniałam (i jest mi bardzo wstyd), że nie tylko ja istnieję, ale że to, czego używam ma wpływ na innych. To, co mi może "namieszać" w ukladzie hormonalnym - innych może zabijać. I bardziej egoistycznie: mam dość dopieszczania się tym, co jak widać po ostatnich badaniach, prócz ewentualnej kosmetycznej elegancji i rzeczywistej ochrony UV , może mi zwyczajnie szkodzić. Czy wciąż muszę wybierać mniejsze zło? - bo plusy przeważają nad minusami? - tylko dla mnie?.
Tlenek cynku i dwutlenek tytanu są najbardziej przebadanymi filtrami UV i są najbezpieczniejsze. Oczywiście: nic nie jest bezpieczne w 100% (jeśli ktoś tak twierdzi - to kłamie albo myli się...). Ale na dzień dzisiejszy nic nie dorównuje tym dwóm substancjom.
Dlatego też postanowiłam odejść od standardowych SPF-ów i spóbować zaprzyjaźnić się z mineralnymi.
Bardzo duży wpływ na moją decyzję miały bardzo mądre babki (mam nadzieję, ze mi to sformułowanie wybaczą) z Instagrama: @noipieknie.wroclaw oraz @mosquco. I jestem im za to bardzo wdzięczna.

Na pierwszy ogień idą trzy filtry z Japonii. W kolejnych postach będa filtry amerykańskie, polski i być może coś jeszcze....

Kose Cosmeport Suncut Pro Defense Non-Chemical UV Milk SPF50+ Pa++++, skład: *zobacz tu*.
Przy składach kremów z SPF nie przywiązuję bardzo dużej wagi, by zawierały składniki aktywne, ponieważ priorytetem jest, by SPF-y były kompatybilne z pielęgnacją, jakiej używam pod nimi. W Kose mamy 50% kompleksu "Beautiful Skin Supplicare CPX" składającego się z ceramidu, kolagenu, kwasu hialuronowego oraz wyciągu z ziół. Mamy też kompleks "AllerGuard" chroniący przed zanieczyszczeniami powietrza, pyłkami itp. Przeznaczony jest do ochrony skóry w mocnym słońcu i dużej wilgotności powietrza. Hipoalergiczny, ma być wodoodporny, zmywalny standardowymi środkami do mycia twarzy.
Forma mleczka.

Moja opinia (gdzie 0 wypada najgorzej, 5 -najlepiej):
- bielenie: po nałożeniu: 1 / 5, po wklepaniu, wchłonięciu (ok 15 min.): 3,5 / 5,
- łatwość aplikacji: 2 / 5,
- kompatybilność z pielęgnacją pod spodem: 5 / 5 w przypadku kosmetyków bez glikoli lub z ich niską zawartością, 4 / 5 - w przypadku kosmetyków z dużą zawartością glikolu,
- kompatybilność z makijażem: 5 /5,
- rolowanie się: 5 / 5,
- kontrola sebum: 2 / 5,
- podkreślanie suchych skórek: 3 / 5,
- odporność na wodę (sprawdzana tylko w silnym deszczu): 4 /5,
- łatwość zmywania: 2 / 5 w przypadku miceli / tylko żeli do mycia twarzy, 5 / 5 - oczyszczanie dwuetapowe z olejem w pierwszej fazie,
- komfort na twarzy / szyi: 4,5 / 5.

Podsumowanie: przyjemne lekkie mleczko, którego formuła mnie przeszkadza w nakładaniu - leci mi przez palce, spływa po twarzy, wymaga szybkiego rozsmarowania. Dla wielu taka forma będzie dużym plusem - ja wolę gęstsze. Bezpośrednio po nałożeniu bieli dość mocno, nie osadzając się jednocześnie na brwiach / włoskach. Jednak po wklepaniu i po ok 15 minutach od nałożenia bielenie wyraźnie zmniejsza się. Pomimo to na mojej bladej, ale jednak żółtawej cerze jest widoczne. W przypadku cer z różowym / chłodnym podtonem to bielenie powinno być widoczne mniej. Nie ma żadnego problemu z rozprowadzeniem go na dowolnej pielęgnacji, choć w przypadku kładzenia go na serum z dużą zawartością glikolu nieco się maże i wolniej wchłania. Nie roluje się ani solo (bez względu na to, co jest pod spodem) ani pod makijażem. Makijaż na ten filtr (jak i na każdy zresztą) polecam nakładać albo zwilżoną i porządnie odciśniętą gąbką, albo palcami - wklepując, by nie ścierać kremu. Biel nie wybija spod podkładu. Kose sprawdził mi się z każdym podkładem / kremem tonującym / bazą / pudrem. Niestety, z racji tego, że nie pływam nie było mi dane sprawdzić jego rzeczywistej wodoodporności. Ale w ulewnym deszczu trzymał się świetnie przez ok pół godziny (wytrzymałam tylko 40 minut, bo burza była ostra -wybaczcie), po tym czasie widać było delikatne białe smugi w okolicach brwi. Nie zmywa się tak łatwo zwykłymi "myjaczami". Według mnie oczyszczanie dwuetapowe, gdzie pierwszym krokiem będzie coś o sporej zawartości substancji tłuszczowych -jest niezbędne. Na twarzy początkowo dawał uczucie lekkiego ściągnięcia, jednak po małej zmianie kroków pielęgnacyjnych (zawsze krem na serum i dopiero filtr) jest niemal niewyczuwalny i nie ściąga. Podkreśla suche skórki, ale nie akcentuje ich bardzo mocno. Nie wygląda bardzo tłusto na twarzy, ale się błyszczy.

Kao Biore UV Barrier Me Mineral Gentle Milk SPF 50 PA+++, skład: *zobacz tu*.
W składzie mikronizowana formuła "UV Cut / Anti-Dust Outer Skin" mająca chronić nie tylko przed UV, ale, jak w przypadku Kose, również przed zanieczyszczeniami środowiskowymi, pyłkami itd. I też ma być wodoodporny, hipoalergiczny i łatwo zmywalny

Moja opinia :
- bielenie: po nałożeniu: 1 / 5, po wklepaniu, wchłonięciu (ok 15 min.): 3 / 5,
- łatwość aplikacji: 2 / 5,
- kompatybilność z pielęgnacją pod spodem: 5 / 5 w przypadku kosmetyków bez glikoli lub z ich niską zawartością, 4 / 5 - w przypadku kosmetyków z dużą zawartością glikolu,
- kompatybilność z makijażem: 4 /5,
- rolowanie się: 5 / 5,
- kontrola sebum: 2 / 5,
- podkreślanie suchych skórek: 1 / 5,
- odporność na wodę (sprawdzana pod prysznicem): 4 /5,
- łatwość zmywania: 2 / 5 w przypadku miceli / tylko żeli do mycia twarzy, 5 / 5 - oczyszczanie dwuetapowe z olejem w pierwszej fazie,
- komfort na twarzy / szyi: 4,5 / 5.

W zasadzie to niemal nie różni się od swojego poprzednika. Jednak o wiele bardziej podkreśla u mnie suche skórki, dość mocno je akcentuje. Bieli nieco inaczej, bo mam wrażenie, że nadaje lekko różowy ton, pomimo, że jest dokładnie tak samo biały jak Kose. Dokładnie tak samo współpracuje z pielęgnacją, daje takie identyczne odczucia na skórze. Przy makijażu kremem tonującym / podkładem mało kryjącym bielenie lekko wychodzi w okolicach skrzydełek nosa. Pod prysznicem wytrzymał bardzo dobrze, bo lekkie zacieki były dopiero po ok 20 minutach (a prysznic pod ciśnieniem, więc przy pływaniu moze być lepiej). Z oznaczeń wynika, że ma mniejszą ochronę przed UVA niż Kose.

Sana Namerakahonpo Soy Milk Skin Care UV Base SPF 40 PA+++ (Moisture), skład: *zobacz tu*.
To nie jest typowy krem z ochroną przeciwsłoneczną tylko baza pod makijaż z SPF 40 i PA +++. Niemniej używam jej jako SPF-u własnie, ponieważ pomimo ochronie UVB 40 ochronę przed UVA ma porównywalną z Biore. W składzie ma 82% składników pielęgnacyjnych, w tym unikalny kompleks marki skladający się z fermentowanego mleka sojowego, izoflawonów sojowych i protein sojowych dodający nawilżenia, ujędrnienia i wygładzenia skóry. Ma też trzymać w ryzach sebum.

Moja opinia :
- bielenie: po nałożeniu: 3,5 / 5, po wklepaniu, wchłonięciu (ok 15 min.): 4,5 / 5,
- łatwość aplikacji: 5 / 5,
- kompatybilność z pielęgnacją pod spodem: 5 / 5 w przypadku kosmetyków bez glikoli lub z ich niską zawartością, 5 / 5 - w przypadku kosmetyków z dużą zawartością glikolu,
- kompatybilność z makijażem: 5 /5,
- rolowanie się: 5 / 5,
- kontrola sebum: 4 / 5,
- podkreślanie suchych skórek: 5 / 5,
- odporność na wodę (sprawdzana pod prysznicem): 3 /5,
- łatwość zmywania: 4 / 5 w przypadku miceli / tylko żeli do mycia twarzy, 5 / 5 - oczyszczanie dwuetapowe z olejem w pierwszej fazie,
- komfort na twarzy / szyi: 5 / 5.

Konsystencja jakby galaretki o lekko brzoskwiniowym zabarwieniu (nie wiem czemu na zdjęciu wyszła jakaś taka...beżowa), dość silikonowa, ale mniej niż zwykłe silikonowe bazy pod makijaż. W momencie nakładania bieli, ale po rozsmarowaniu (nie wymaga wklepania jak Kose i Biore) bielenie niemal całkowicie zanika i widoczna jest tylko bardzo delikatna poświata. W przypadku mojego odcienia cery wystarczy tylko przypudrować barwionym, lekko żółtym pudrem. Na cerze o innym kolorycie może sprawdzić się nawet solo (oczywiście mam na myśli "bladziochów"). Nie podkreśla suchych skórek, wchłania się do satyny, wygładza optycznie. Doskonale współpracuje i z pielęgnacją, i z makijażem. Nie powoduje szybszego przetłuszczania się, skłonna jestem powiedzieć, że rzeczywiście przy makijażu trzyma nieco sebum w ryzach. Nie znalazłam nigdzie deklaracji o odporności na wodę, ale mam wrażenie, że pod prysznicem wytrzymała ok 15 minut. Na pewno nie jest to produkt na plażę czy wycieczkę w góry, ale jako filtr tzw. miejski, na spacer - uważam, że jest w porządku. Zmywa się dobrze - podwójne mycie zwykłym żelem chyba ją zmyło. "Chyba" - bo ja zawsze mam wrażenie "niedomycia" bez używania oleju jako pierwszego etapu. Nie daje uczucia ściągnięcia, nie wyczuwam jej nie twarzy. Ogólnie - produkt świetny. Szkoda tylko, że nie ma większej ochrony przed UV. No, ale nie można mieć wszystkiego. Jako produkt z filtrami mineralnymi - jest świetna.

Czy wrócę do któregokolwiek z trzech przedstawionych tu kosmetyków? - to zależy...Zależy, czy znajdę miarodajne deklaracje o nietestowaniu ich na zwierzętach. To kolejna sprawa, której się wstydzę. Bo przy poszukiwaniu cudów do pielęgnacji i makijażu zapomniałam, by zwracać uwagę, czy są one testowane czy nie. Z tych trzech najchętniej wybrałabym brzoskiwniową Sanę, zwłaszcza na mniej słoneczne dni. Do Biore nie wrócę, bo z tego, co wiem, sprzedawane jest w Chinach, a to wiąże się z testami na zwierzętach. Kose prawdopodobnie też. Niemniej jest wiele kremów z mineralną ochroną przed UV, które testowane nie są. I o nich będzie w następnym odcinku :).

Pozdrawiam serdecznie.

Na każdym zdjęciu na łyżeczce miarowej jest 1 gram kremu.

Udostępnij:

6 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wolę mineralne espiefy. W tkmx wyhaczyłam 100ml butlę i+m Sun Protect Sunscreen Face SPF 30 ,za śmieszną cenę 29zł. Zaopatrzyłam się w 3 sztuki, data ważności do maja 2022.Ponadto uwielbiam Australian Gold spf 50. Oba na bazie cynku. Wstaję wcześnie rano, żeby zaaplikować serum z kwasem ascorbinowym 20%, czekam 10 minut, nakładam hojnie i+m Sun, bieli okrutnie i czekam ok 20 minut i na to hojnie wjeżdża Australian. Nie nakładam już podkładu ani mojego kremu bb ponieważ Australian ma pigment. Bardzo się bałam lata, ze względu na Tret, ale nic złego się nie dzieje, na szczęście. Z chemicznych kocham Mermaid, japoński spf50, ale ze względu na dostępność odpuściłam. Dla mnie najważniejsze jest to by nie pogarszać stanu skóry, moje rozumowanie może jest błędne ale minerały bardziej trafiają w moje gusta pod tym względem. Dzięki za testy, opisy na najwyższym poziomie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że Canmake od Mermaid wypuścili mineralny ? Widziałam na Yesstyle. Australian Gold jest dla mnie zbyt różowy - kiedyś miałam. Ale te nowe wersje są podobno też różowawe. Do mnie wczoraj doszło polskie LaLe SPF 50 i powiem Ci, że chyba zapowiada się cudo. Pierwsze kilka sekund - przerażenie, ale po intensywnym rozsmarowaniu , gdzie się ciut rozgrzał - bajka. Po ok 20 minutach kompletnie nie widać go na twarzy. Pisałam o nim na Insta i na wizażu, ale i na blogu za jakiś czas na pewno będzie. Tylko musze go porządnie przetestować. Jakiego serum z ascorbinowym teraz używasz?

      Usuń
    2. Mam 2 butlę serum ze Skintra, tej nowej marki własnej sklepu Cosibella. Kurcze, jest dobre. Zmierzyłam ph- ok 3, jest jaśniutkie do końca. Starczyło mi na 2,5 miesiąca, ale ja jestem pożeraczem kosmetyków. LaLe brzmi świetnie, wolałabym pod AG nakładać spf 50. Dzięki za cynk, będą zakupy. Mermaid słabo dostępny, choć cena wyjściowa jest dość dobra, to przesyłka już wychodzi drogo. Ostatnio kupowałam na Ebay, więc nie było źle, ale wzięłam od razu 6 sztuk .Jednak nie chce mi się wydawać jednorazowo takich kwot. Bardzo mnie zaciekawiłaś tą wersją mineralną. Japończycy umieją formułować Spf-y, absolutnie się nie boję że mogą mieć słabszą ochronę. Pozdrawiam :))

      Usuń
    3. Mnie ten filtr z Canmake bardzo kusi, ale stopuję. Mam sporo do zużycia, poza tym dostałam świetny krem z SPF ok 24 samorobiony ! (- wiem, że się tego nie poleca)i muszę powiedzieć, ze formuła jest zachwycająca. Dlatego , jak już zdenkuję kilka - to biorę się za robienie własnego SPF-a. To serum ze Skintra brzmi świetnie - zwłaszcza, że jaśniutkie :D - po moich kiepskich doświadczeniach z mocno żółtymi BasicLab i Liqpharm LIQ CC. Chyba się kiedyś skuszę, choć askorbinowy nie jest moja ulubiona formą:)

      Usuń
  2. A ja właśnie zawsze wybieram kwas ascorbinowy, póki co mam najlepsze rezultaty, chociaz jest dość upierdliwe w stosowaniu. Trzeba czekać po nałozeniu, nie z każdym następnym kosmetykiem współgra ale cóż robić. Wierzę w badania a te mówią że póki co ta forma najlepiej działa. Samorobiony Spf? To brzmi jak tajemnicze zaklęcie i jestem ogromnie zaintrygowana. Jak to zmierzyć? Podzielisz się info jak go zrobić? Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nie da się tak dokładnie zmierzyć, bo badania są bardzo drogie :(, ale przyjmując ogólne wartości dla danej formy cynku czy dwutlenku tytanu można określić w przybliżeniu. Bardzo mnie kusi zrobienie własnego filtra. Tylko najpierw muszę skończyć zapasy, a trochę się tego nazbierało. Myślę, że jesienią się za to wezmę. I na pewno dam znać, jak wyszło.

      Usuń